Uśmiech dziecka, czyli co nakręca w dogoterapii?


Przyglądając się licznym wypowiedziom na portalach społecznościowych dotyczących terapii i edukacji z udziałem psów można by sądzić, że dogoterapeuta w tych czasach to wolontariusz z wizją uratowania świata. A dobro dzieci (chociaż czasami ograniczone do nauki, jak dobrze klepać psa)  to jedyny wyraźnie zaakcentowany motyw do ponoszenia dużych kosztów związanych z zakupem wysoce wyspecjalizowanego szczeniaka i  zdobycia certyfikatu, najlepiej na druku MEN -- w co trudno uwierzyć ;-)
To, że motywują nas pieniądze jest wiedzą powszechną i chyba nie należy się tego wstydzić (no chyba, że to jedyny cel).  A uznanie? Czy pochwała (premia) nie są wyznacznikami tego, że wykonuje się pracę dobrze ? A osiągnięcia? Tutaj najczęściej własne utożsamiane z osiągnięciami dzieci ( które w większości można uzyskać bez udziału psów), czyż nie odczuwamy satysfakcji po tym, jak uda się – nierzadko pokonując przeciwności i trudności – osiągnąć zamierzony cel i zrealizować zadanie? Jest jeszcze prestiż. Szacunek otoczenia – znajomych, rodziny. Status społeczny związany z wykonywaną pracą, to również czynnik napędzający zaangażowanie w pracę. Jakie prace wybierać, jeśli ważny jest  prestiż? Ano takie, które cieszą się społecznym uznaniem – czy dogoterapeuta nie jest tu dobrym przykładem? Siła i sprawczość. Poczucie kontroli nad innymi można nazwać potrzebą siły – nie chodzi tu jednak o przemoc, a o poczucie tego, że mamy wpływ na to co dzieje się z innymi. No i wysokie poczucie własnej wartości (tak mocno podkreślane w efektach). Czy czujesz się jednym z wielu, czy jednostką wyjątkową, którą trudno byłoby zastąpić? Poczucie niezastąpienia, wyjątkowości jest dla wielu silnym motywatorem. W końcu dogoterapeuta to ktoś  o uprawnieniach, których nie mają inni – nawet na podobnych stanowiskach. Wszystkie wymienione wyżej czynniki są w pracy ważne. Dla każdego  pewnie w nieco innym stopniu. Warto jednak poznać swoją motywację, by lepiej poznać siebie. Więc, czy aby na pewno te psy są ciągane wyłącznie dla dobra dzieci?
AAE. Czy dotykanie psa to jedyny kanał jego dobrego poznania? A bez psa nie można? Otóż można.  Dobrych manier wobec psów można  nauczyć bez ich udziału. Można bez psów wyedukować dzieci  w zakresie bezpiecznych zachowań w obecności psów oraz odpowiedzialnej opieki nad nimi. Przecież ucząc zachowań wobec młodej sarny, czy napotkanej żmii, nie przynosi się ich do szkoły. Psy nie są potrzebne, by dzieci nauczyły się odróżniać kolory, dodawać patyczki i pokonywać tor przeszkód na wuefie.
 Czy rola psów – tak mocno podkreślana - nie jest aby wyrazem zwątpienia we własne kompetencje i kreatywność? Scedowanie na psa odpowiedzialności za atrakcyjność zajęć jest mocno wyeksponowane, a zadowolenie dzieci (szczególnie ich uśmiech) jest tak mocno podkreślane, jakby w życiu tych biednych dzieci nie było innych powodów do radości. A ja tu autorytarnie stwierdzę, że przynoszenie kartonowego pudła (zawierającego proste w kreatywny sposób wykorzystywane przedmioty) budzą tyle samo pozytywnych emocji, jak nie więcej. Bo do głosu dochodzi jeszcze dziecięca kreatywność, spontaniczność, a nie odwzorowywanie narzucanych zazwyczaj pomysłów. Warto też nie przeceniać swojego udziału, bo radość dzieci może być spowodowana efektem nowości ( to, co sporadyczne, zawsze bardziej cieszy niż powszechne), a może też hedonizmem – bo to zajęcia o niskim stopniu intelektualnego zaangażowania, a nikt nie lubi się przemęczać…  Czy dlatego że zwierzęta nie są takie jak ludzie, mogą jawić się człowiekowi jako „lepszy człowiek” i tłumaczyć rosnące w ostatnich latach znaczenie zwierzęcia jako „terapeuty” bądź pedagoga?
Nie bardzo też wiem, jak można pogodzić deklarowaną miłość do psów, uczyć dzieci dbałości o psy, a jednocześnie pakować je w trudne sytuacje i to często bez jakiegoś logicznie uzasadnionego powodu. A to, że za naturalne środowisko psa uznano  człowieka, jego strukturę społeczną i otoczenie nie daje człowiekowi uprawnień do podporządkowania psa do swoich potrzeb nie uwzględniając jego.
Może to brzmi płytko, ale nie oszukujmy się dogoterapia to niezły biznes ( więcej zanotowałam ogłoszeń o kursach niż zainteresowanych nimi osób). No i nakręcanie popytu na psy….to bardzo dochodowy interes dla „wyspecjalizowanych” hodowli.

 Dogoterapaia w Polsce kiepskością stoi. I wiem, że większość zaprzeczy. Wiem też, że to się szybko nie zmieni, bo świadomość to jeszcze nie wszystko.