Pies przyjaciel i cudotwórca

Miałam możliwość uczestniczenia w konferencji w ramach kampanii społecznej „Autyzm. Codzienność...Jak pomoc”. Moje zainteresowanie konferencją przyciągnął organizator, którym jest Regionalny Ośrodek Metodyczno-Edukacyjny Metis w Katowicach cieszący się opinią dobrze przygotowanych merytorycznie i organizacyjnie kursów. A temat dogoterapii oraz to, że konferencja odbywała się „ na miejscu” tym bardziej zachęciły. Dawno już nie uczestniczyłam w żadnym doskonaleniu z zakresu dogoterapii, więc byłam bardzo ciekawa i „głodna” nowinek, aktualnego postrzegania terapii z udziałem psów, przestrzeganych standardów i rzetelnej wiedzy potwierdzonej dobrymi naukowo wynikami. W końcu to konferencja, więc już sama nazwa zobowiązuje… Temat dotyczący dogoterapii został jednak zaprezentowany jako luźna opowieść dogoterapeutki o jej pracy i spektakularnych sukcesach. W konferencji uczestniczył też pies, czego do końca nie rozumiem, bo uczestnicy to osoby dorosłe i chyba nie było takiej, która by psa nie widziała. Tym bardziej, że nie przewidziano pokazu poza dwoma komendami siad i głos. Przypuszczam, ze być może zamiarem dogoterapeutki było przedstawienie, że takim terapeutycznym psem może być nawet zwykły kundelek ze schroniska, a nawet dodatkowo ślepy na jedno oko pies. To, że nie widzi w niczym mu podobno nie przeszkadza (czyżby?) a dogoterapeutce wręcz pomaga w tłumaczeniu i pokazaniu, że bycie innym nie znaczy gorszym. Sygnały stresu takie jak ziewanie, otrzepywanie, przeciąganie czy opieranie łap o właścicielkę zostały zignorowane A ślinienie zinterpretowane jako zachowanie naśladowcze w związku z życiem w stadzie (sic) nowofundlandów, a drapanie jako nieodpowiedni moment na higienę, bo przecież ogół zgromadzonych to ograniczeni, którzy nie zrozumieją, że pies może się stresować nową sytuacją. Eee nie, no nie, noo gdzie? przecież pies terapeutyczny, nawet jednooki musi dać rade zawsze! Bo nie przypuszczam, że z takim wieloletnim doświadczeniem (jak się pani zaprezentowała) dogoterapeutka tego nie wie. Pies zalega u stóp prelegentki. Pomimo wyraźnych sygnałów dyskomfortu słyszymy, że najważniejsze jest, by psu było dobrze. Jakby mu nie było dobrze, toby sobie tak nie leżał Nie bardzo wiem, co miałby robić bez reakcji na próby oddalenia i przytrzymanie na smyczy. Zakładając czego oczekują uczestnicy konferencji dogoterapeutka zaczęła od wyjaśnienia definicji dogoterapii. I to jest ta uwielbiana przeze mnie chwila, kiedy to dla podkreślenia swojej wyjątkowości, wyjątkowa, niwecząca dorobek innych przedstawiana jest własna koncepcja. Dowiedziałam się i było to dla mnie novum absolutne, ze dogoterapia to „bezwarunkowa przyjaźń”. I nie wiem, czy to w znaczeniu 1«bez względu na cokolwiek, nie stawiając warunków» czy 2.«koniecznie, bezwzględnie» I z perspektywy tego, co usłyszałam później, obstawiam to drugie. I dalej traktując nas jak dzieci, a nie jak dorosłych uczestników konferencji, których interesuje jak pomoc dziecku z autyzmem, pani tłumaczy, że jej pieski nie potrafią żadnych sztuczek, bo to nie są psy cyrkowe ( i tu się wyjątkowo zgadzam) i opowiada różne żarty. Dowiedziałam się też, że dogoterapeutka nie broni swoim psom reagowania, bo psy mają mieć możliwość wyrażania swoich emocji. Co to oznacza? Ano to, że pies szczeka w sytuacjach, gdy dzieci są pobudzone, niespokojne (cokolwiek to znaczy) i dzieci mają się uspokoić (cokolwiek to znaczy), bo piesek się denerwuje. Kolejny podany przykład dotyczy spożywania posiłków, gdzie pies jako pierwszy kosztuje różne rzeczy. Szczeka, czym wyraża aprobatę (wcześniej szczekanie było dezaprobatą dla zachowania). Było też o wspólnym malowaniu, graniu w piłkę, spacerach i o tym, że do śmierdzącego nowofundlanda nie mówi się, że śmierdzi i że ze śmierdzielem nawiązuje się relacje na zewnątrz. Także o tym, że nie ma lepszej relaksacji niż wywalenie (sic) się z psem na dywan i że lęk przed dentystą pokonuje się oglądając psie zęby u weta. Według dogoterapeutki na dogoterapii wszyscy mają się dobrze bawić, ma być przyjemnie. Człowiek ma nie wiedzieć, że wykonuje ciężką pracę i gdy pies przychodzi na zajęcia niepoczesany, to dziecko dostaje szczotę i robi wszystko, by rączkę rozprostować i pieska wyczesać, wymasować i olejkami natrzeć. To dla dzieci z problemami motywacji. I słysząc „wszyscy” sądziłam, że pies też... Pani sypała przykładami jak z rękawa. Same cudowne ozdrowienia Uratowany chłopiec, który był świadkiem pogryzienia mamy i nie mógł dalej prawidłowo funkcjonować. Gdyby nie pies prowadzącej do tej pory nie podołałby obowiązkom szkolnym i żył w fiksacji, bo jedynym zakłóceniem w jego autystycznym życiu był odgłos szczekających psów. A to może być niebezpieczne – stwierdza pani. Bo co wtedy kiedy dziecko będzie w szkole i usłyszy psa? O chłopcu zafiksowanym na tramwajach, któremu pies przypasował, bo nie zadaje pytań (ciekawe skąd to wie, że akurat to?) , o chłopcu obawiającym się własnego cienia, którego pies wyciągnął z osobistego mroku, o tych dzieciach źle odbieranych w środowisku, których wyleczyło krążenie wokół psa,o chłopcu, który przestał się moczyć z chwilą wdepnięcia w szczenięce siuśki, i inne - równie szokujące... Ale był jeden przykład, który mnie wręcz „zachwycił”. O kupie. Nie, nie absolutnie nie o tym, ze należy uczyć sprzątania po psach. Otóż z chłopcem, który ma problem z wydalaniem, nie idzie się do lekarza, tylko z psem w pole. Obserwuje się jak pies robi kupę. Wcześniej pokazuje się dziecku kupę z robalami (chociaż pani mówiła chyba, że z bakteriami, ale chyba przez pomyłkę, bo one trudne do naocznego obejrzenia) i jak pies tą kupę zrobi, to trzeba do psa miło powiedzieć, bo pies wtedy zamacha ogonem i się dziecku mówi, że pies się cieszy z tej zrobionej kupy i wydalenia owych niepożądanych gości. I zachęca się dziecko. Nie wiem tylko, czy do załatwiania fizjologicznej potrzeby również w polu… Za największy efekt końcowy prowadzonej terapii prowadząca uznaje podarowanie dzieciom z autyzmem...psa, który staje się najlepszym przyjacielem... Czy było o ograniczeniach metody? Owszem. Z 50 przypadków, pani nie osiągnęła sukcesu w 3: dziewczynka z białym szumem, chłopiec, który zawłaszczał psa dla siebie i reagował agresja wobec innych uczestników zajęć oraz dziewczynka, która usiłowała podpalić psa (tego ostatniego nie da się skomentować). Sposób prezentacji był trudny…. Konkluzja: Pies używany w dogoterapii powinien być przede wszystkim zdrowy do czego zaliczam również widzeniu obuoczne. Taka wada z pewnością ogranicza pole widzenia psa, co może mieć wpływ na ocenę otoczenia i związane z tym poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Nie zmieni tego zaufanie do właściciela, szczególnie do takiego, który co rusz pakuje psa w trudne sytuacje. Obecność psa na tego typu spotkaniach jak konferencja jest zbyteczna. Zapewne wszyscy dorośli wiedzą jak pies wygląda, szczególnie, że zachowanie psa wskazywało nie do końca dobre samopoczucie w tej sytuacji. Oczywiście nawet jak właścicielka widziała sygnały dyskomfortu to nie bardzo miała możliwość na nie zareagować. A infantylne tłumaczenie było zupełnie zbędne jak i końcowy pokaz posłuszeństwa polegający na wydaniu komendy siad, na która pies zareagował oraz komendy głos , co pies już wykonał z trudem. No chyba, ze właścicielka zna sygnały stresu ale na nie nie reaguje lub ich nie zna. Szczekanie jest naturalnym psim zachowaniem, które służy komunikacji. Pierwotną jego funkcją jest obrona swojego terytorium, pokarmu, ostrzeżenie grożenie i odstraszenie intruza . A zmuszanie psa do szczekania w takich sytuacjach może prowadzić do konfliktu, konfrontacji... Czy jak pies zaczyna szczekać na pobudzone dziecko to je prosi o spokój? Czy reaguje na zagrożenie? Czy powinno dochodzić do sytuacji, by pies musiał z takiej komunikacji korzystać? A co z dzieckiem? Każdy na widok szczekającego psa i pyska pełnego zębów zmieni zachowanie. Ale czy dziecko się uspokaja? Czy wyhamowuje pewne reakcje? Czy w ślad za zmianą zachowania, zmieniają się na oczekiwane również emocje? Czy u dziecka nie pojawia się i nie potęguje się lęk? A nie jak to jest w życzeniowym oczekiwaniu prowadzącej empatia, której dzieci z ASD w większości nie mają. U dzieci z autyzmem dąży się do generalizacji wypracowanych pożądanych zachowań i ich utrzymania w czasie. Czyli inny nauczyciel (bez psa), by „uspokoić ucznia ma zaszczekać? Czy prelegentka przygotowując przykłady ze swojej praktyki zastanawiała się, co ze zdobyta wiedzą mogą zrobić inni? Że na przykład mogą przyprowadzić na zajęcia psa i użyć wypracowaną komendę „głos” w sytuacji wystąpienia niepożądanych zachowań u dzieci? Czy uwzględnia, że może to być trudna sytuacja dla takiego dziecka, a nawet trauma? To są dzieci niepełnosprawne i to nie ruchowo, szczekanie psa może wywołać panikę u niektórych. Więc nie da się tego ot tak zastosować...Pies nie służy do ujarzmiania dzieci. Z jednej strony takie przełożenie : pies szczeka - ( informacja dla dziecka) bądź cicho, niby działa i jest nawet do przełożenia na inne sytuacje poza zajęciami. Moja w wątpliwość budzi jednak to, że dogoterapeutka wykorzystując szczekanie działa awersją na dzieci po to, by je wyciszyć. Zagrożenie jest chyba jednak dużo większe (może zrodzić fobie u dziecka) niż uzyskany efekt. No i nie ma tez mowy o pracy z użyciem pozytywnych wzmocnień a nawet pojawiać się może efekt negatywnych skojarzeń z psem. Dogoterapeutka wielokrotnie tez podkreślała, że to co najlepiej umie jej pies , to być najlepszym przyjacielem dziecka, że go bezwarunkowo akceptuje i nie ocenia. Ale to slogan, że pies nie ocenia i wszystkie dzieci akceptuje. Oczywiście ze względu na wygląd tak. Ale ze względu na zachowanie (czy zapach) już nie. Pies przy nadpobudliwym, głośnym czy agresywnym dziecku najczęściej się wycofuje, a może tez skoczyć na dziecko czy nawet zaatakować. Więc jednak ocenia i nie akceptuje! I kto jest wtedy winien? Pies, który nie został odpowiednio przygotowany (zdaniem niefachowców) czy źle przygotowany dogoterapeuta? A może to metoda została źle dobrana do dziecka? Chociaż z moich obserwacji wynika, ze takich selekcji się kompletnie nie prowadzi… I kto powinien być najlepszym przyjacielem dziecka? Pies? Poważanie? Absurdem jak dla mnie jest namawianie rodziców do zakupu psa dla niepełnosprawnego dziecka i uznanie tego za największy efekt terapii. Powodów jest wiele. Mogłabym każdy z zaprezentowanych przypadków rozłożyć na czynniki pierwsze i wskazać bajkowe w nich elementy.. Pani swą prezentacją wcisnęła metodę w kąt pseudoterapii i to ten ciemny, bo: twierdzenia pseudoterapii często bazują jedynie na pozytywnych jednostkowych przypadkach, podsycających emocje i wzbudzających naturalną nadzieję. Błąd polega jednak na tym, że z sytuacji jednostkowej i izolowanej tworzy się uogólnienia sprawiające wrażenie prawdziwości i uniwersalności, albowiem znalezienie przykładu czy dowodu na niezgodność z tymi twierdzeniami jest niezwykle trudne bądź nawet niemożliwe. Intensywna praca badawcza nad jednostką, zwana studium przypadku, odgrywa pożyteczną rolę w nauce, szczególnie w badaniach klinicznych. Kliniczne studium przypadku zazwyczaj składa się z bardzo szczegółowego i logicznego opisu. Dobrze skonstruowane studium w dużej mierze jest jak finezyjnie napisana powieść. Może wywrzeć silne wrażenie, ponieważ często zmienia nietypowy, abstrakcyjny zamysł w coś namacalnego i inspirującego. Studium przypadku z naukowego punktu widzenia jest jednak niewystarczające, by obronić twierdzenie o korzyściach wynikających z terapii. Pseudoterapia tymczasem opiera się prawie całko-wicie na studiach przypadków, świadectwach i osobistych doświadczeniach jako źródłach dowodów na słuszność twierdzeń i efektywność leczenia. Takie opisy są wysoce przekonywające, szczególnie wówczas, kiedy są prezentowane przez osoby postrzegane jako uczciwe lub szczerze zmotywowane w dążeniu do niesienia pomocy innym. Im bardziej niezwykłe jest twierdzenie (omal zbyt piękne, by mogło być prawdziwe), tym większa winna być względem niego ostrożność i tym bardziej wymagające oczekiwania wobec jego świadectw. W raporcie NAC(National Autism Center) stanowiącym podsumowanie badań nad terapią dzieci, młodzieży i dorosłych z autyzmem, którego celem nadrzędnym jest wyłonienie tych form terapii, które odznaczają się największą skutecznością opartą na rzetelnych dowodach naukowych dogoterapię zakwalifikowano do oddziaływań nieustanowionych, czyli takich gdzie nie wykazano ich korzystnego wpływu terapeutycznego w pracy z osobami z ASD czemu dogoterapeutka próbowała zaprzeczyć... M