(Dogo)terapia czy pseudoterapia

Psy są mądre i opiekuńcze, a nawet leczą – już samą swoją obecnością poprawiają stan zdrowia człowieka. (…) Nic więc dziwnego, że w minionych latach rozwinęła się dogoterapia. Jest to oparta na pracy i zabawach z psem terapia służąca rehabilitacji osób niepełnosprawnych. Szczególne wyniki przynosi ona u dzieci cierpiących na autyzm – informuje Tadeusz Oszubski (2007) na portalu Interia.pl. Jednak skuteczność terapii z udziałem psa nie znajduje żadnego potwierdzenia w badaniach naukowych, a wręcz pozostaje z nimi w sprzeczności.
Jest kilka oznak, które powinny wzbudzać naszą czujność w sytuacjach, gdy mowa jest o tym, że terapia opiera się na metodach naukowych. Im więcej tych oznak jest widocznych, tym większe prawdopodobieństwo, że poglądy czy też sam sposób leczenia jest raczej pseudonaukowy, zaś metoda jedynie wygląda na naukową – w istocie jednak nią nie jest.
Pierwszą i prawdopodobnie najbardziej przekonującą oznaką pseudonaukowości jest to, że domniemane lecznicze korzyści są niemożliwe do potwierdzenia badaniem. Jeżeli badanie nie może zostać przeprowadzone, wiarygodność pożytku z danego sposobu leczenia polega jedynie na zapewnieniach jego „wynalazcy” czy „propagatora”. Twierdzenia pseudoterapii często bazują jedynie na pozytywnych jednostkowych przypadkach, podsycających emocje i wzbudzających naturalną nadzieję. Błąd polega jednak na tym, że z sytuacji jednostkowej i izolowanej tworzy się uogólnienia sprawiające wrażenie prawdziwości i uniwersalności, albowiem znalezienie przykładu czy dowodu na niezgodność z tymi twierdzeniami jest niezwykle trudne bądź nawet niemożliwe.
Intensywna praca badawcza nad jednostką, zwana studium przypadku, odgrywa pożyteczną rolę w nauce, szczególnie w badaniach klinicznych. Kliniczne studium przypadku zazwyczaj składa się z bardzo szczegółowego i logicznego opisu. Dobrze skonstruowane studium w dużej mierze jest jak finezyjnie napisana powieść. Może wywrzeć silne wrażenie, ponieważ często zmienia nietypowy, abstrakcyjny zamysł w coś namacalnego i inspirującego. Studium przypadku z naukowego punktu widzenia jest jednak niewystarczające, by obronić twierdzenie o korzyściach wynikających z terapii. Pseudoterapia tymczasem opiera się prawie całko-wicie na studiach przypadków, świadectwach i osobistych doświadczeniach jako źródłach dowodów na słuszność twierdzeń i efektywność leczenia. Takie opisy są wysoce przekonywające, szczególnie wówczas, kiedy są prezentowane przez osoby postrzegane jako uczciwe lub szczerze zmotywowane w dążeniu do niesienia pomocy innym. Im bardziej niezwykłe jest twierdzenie (omal zbyt piękne, by mogło być prawdziwe), tym większa winna być względem niego ostrożność i tym bardziej wymagające oczekiwania wobec jego świadectw. Pseudonaukowcy rzadko dostarczają dowodów na skuteczność i pożytki płynące z niezwykłych terapii, które propagują. Zamiast przedstawiać popierające dowody, mogą nalegać, aby to krytycy udowodnili, że się mylą. Jednak w twierdzeniu naukowym nie można zakładać, że coś jest prawidłowe tylko dlatego, że nie ma świadectwa na to, iż jest błędne. Krótko mówiąc, jest to nielogiczne argumentowanie, a wręcz ignorancja.
Z ostateczną opinią o jakości dowodów wspierających twierdzenia terapii mamy do czynienia wtedy, gdy dowody te przeszły staranną weryfikację. Solidna weryfikacja wymaga dostarczenia przez naukowca raportu z badań, jeśli ma być przeznaczony do publikacji. Raport podlega krytycznej ocenie pod względem adekwatności, ważności, jasności i naukowej wiarygodności raportowanych wyników. Pseudonaukowe podejście do terapii zwykle zakłada użycie innych metod rozpowszechniania informacji o twierdzeniach dotyczących terapii. Najbardziej efektywnym sposobem rozpowszechniania takich twierdzeń jest prezentowanie ich bezpośrednio publicznie. Takie prezentacje wzmacniają akceptację terapii, gdyż popularne media preferują materiały podkreślające osobistą i emocjonalną zawartość, często łatwą do zaakceptowania i uwierzenia, gdyż łatwo jest się na nie powołać. Niestety, media rzadko stawiają trudne pytania o wiarygodność teorii terapeutycznych i rzadko weryfikują wątpliwości. W rezultacie, popularne poglądy na ogół pozostają jednostronne i kategoryczne, co jest mało prawdopodobne w przypadku twierdzeń zweryfikowanych. Charakterystyczna dla metod pseudonaukowych jest też „specjalistyczna” terminologia – słabo zdefiniowana, niejasna bądź pozbawiona podstaw naukowych. Idee naukowe posługują się precyzyjnie zdefiniowanym językiem, wykorzystując system szczegółowych i wyraźnie określonych pojęć. W pseudoterapii niektóre terminy mogą nawet przypominać te używane w dyscyplinach naukowych. Głównym przeoczeniem jest tu jednak brak konsekwencji w stosowaniu owych terminów, co często uniemożliwia obiektywną obserwacje zjawisk bądź ich weryfikację.
Naukowcy są nie tylko ostrożni odnośnie do precyzyjności terminów, których używają, ale też względem warunków i granic w sposobie stosowanego leczenia. Te określone granice ustanawiają limity, co jest, a co nie jest naukowo prawidłowe i przewidywalne. Prognozy naukowców oparte są na prawdopodobieństwie oraz stwierdzanych możliwościach, wraz z pozostającą sferą niepewności. Znaczącym zatem kryterium odróżniającym pseudoterapię od naukowego ujęcia jest brak przedstawienia ograniczeń teorii (wspaniałe rezultaty) oraz jej holistyczność. W przeciwieństwie do naukowców – pseudonaukowcy mniej chętnie uznają granice w swoim zakresie zrozumienia czy w prognozach korzyści związanych z terapią. Pod wieloma względami pseudonauka nie jest ograniczona, ponieważ jej sukces zależny jest od wygłaszania nieprawdopodobnych twierdzeń, które wydają się być dopasowane do życzeń lub tworzone są w odpowiedzi na lęki i oczekiwania ludzi, a także by wzbudzić fałszywe nadzieje. (Patrick Finn P. (2005), Science and Pseudoscience in Communication Disorders: Criteria and Applications, American Journal of Speech-Language Pathology)
Powyższe kryteria wykluczają dogoterapię z zakresu metod uznawanych za terapie oparte na naukowych podstawach, tak więc pracę i zabawy z psem można traktować jedynie jako metodę wspomagającą. Nie można też na podstawie jednego czy kilku przypadków, w których stwierdzano korzystny wpływ obecności psa na postęp w funkcjonowaniu dziecka (nie zapominajmy, że dzieci wciąż podlegają różnorodnej stymulacji, nie tylko dogoterapii), formułować twierdzeń o skuteczności dogoterapii na szerokie spektrum wszystkich zaburzeń, co jest nagminnie stosowane przez oferujących usługi z tego zakresu.

To, na co jeszcze należy zwrócić uwagę, a co dotyczy szczególnych wyników dogoterapii u dzieci z autyzmem, to fakt, że większość tych twierdzeń o jej korzyściach wciąż bazuje na doświadczeniach amerykańskiego psychiatry Borisa Levinsona sprzed 60 lat!
To on jako pierwszy sformułował kilka hipotez o dobroczynnym wpływie psa w terapii dzieci autystycznych. Jednak wiedza z tamtego okresu na temat autyzmu w porównaniu z obecną była znikoma. W latach siedemdziesiątych, gdy autyzm nazywano "psychozą dziecięcą" - sumą deficytów społecznych i upośledzenia umysłowego - był on uważany za rzadką przypadłość. Precyzyjne kryteria psychiatryczne opracowano w latach osiemdziesiątych, a dopiero w 1994 roku definicję poszerzono (DSM-IV). To, co przed 60 laty mogło być uznawane za postęp w terapii, dzisiaj nie ma znaczenia lub jest traktowane jako zachowanie wpisane w specyfikę autyzmu.
Nie oznacza to, że dogoterapię należy uznać za szkodliwą pseudoterapię i skutecznie zwalczać. Należy jednak pamiętać, że jest to metoda wciąż naukowo niezweryfikowana. Brak jest dostatecznych dowodów świadczących o większej skuteczności dogoterapii od terapii placebo.
Tysiące rodziców co roku ulega tej samej potrzebie znalezienia czegoś - czegokolwiek - co złagodzi objawy choroby ich cierpiących dzieci. Według niektórych badań aż 75% niepełnosprawnych dzieci poddaje się alternatywnemu leczeniu (Świat Nauki.Polska edycja, nr 11, 2010). Terapie te są często nieskuteczne, wątpliwe, a niekiedy ryzykowne. „Zwierzęta mogą otworzyć wiele dróg społecznych zarówno dorosłym jak i dzieciom z zaburzeniami ze spektrum autyzm. Niektóre niemówiące dzieci odkrywają niezwykłe magiczne wręcz sposoby komunikacji z psami. Reakcje poszczególnych osób na psa mogą być różne. Dla niektórych dzieci otrzymanie specjalnego psa serwisowego było najlepszą rzeczą jaką je spotkała. Dla innego pies nie był pomocny z uwagi na lęk przed zwierzęciem. Większość problemów lękowych w stosunku do psów lub innych negatywnych reakcji wynika z postrzegania zmysłowego. Kiedy byłam dzieckiem niektóre dźwięki takie jak dzwonek w szkole bolały mnie i wywoływały reakcję taką jak wiertło dentystyczne dotykające nerwu. Dla niektórych osób ze spektrum autyzmu szczekania psa jest bolesne, nie tolerują obecności psów, gdyż są one nieprzewidywalne i nie wiadomo kiedy szczekną. Innym problemem jest zapach. Zapach psa może być dla niektórych zbyt intensywny.” (Grandin Temple, Merope Pavlides Animal-assisted Interventions for Individuals with Autism, Londyn 2008, s. 7) Nadzieja ponadto bywa też czasami droga.
Pogląd, że zwierzęta mogą wywierać leczniczy wpływ, nie jest oczywiście niczym nowym, dlatego terapia lub rehabilitacja z udziałem zwierząt zdobyła sobie w ostatnich latach wielu zwolenników, a liczba ta każdego roku wzrasta.
Przekonanie, że pacjentom terapia z udziałem zwierząt może dać istotne korzyści zdrowotne, często prowadzi do nadużywania zwierząt i ich niehumanitarnego traktowania.